sobota, 1 sierpnia 2015

Mój pierwszy zakalec

To miały być pyszne muffinki pachnące bananem, musli i suszoną amerykańską żurawiną. 10 minut przygotowań, łączenia suchych i mokrych składników i do piekarnika. 23 minut oczekiwania i wpatrywania się w szybkę piekarnika, tylko dlatego by podziwiać jak rosną. I teraz będzie najlepsze. Uwielbiam ten moment! Dłuższa chwila napięcia i wyczekiwania aż wypiek ostygnie i można skonsumować go ze smakiem, a dopiero po kontroli jakości zwołać domowników na wspólne pałaszowanie. Zapach pieczenia roznoszący się w kuchni sprawia, że wyczekiwanie na spróbowanie wypieku strasznie się dłuży. Ostrożnie nadgryzłam jeszcze ciepłą muffinkę i... co to było za rozczarowanie! Twarde niczym skała, a w środku zakalec! Mój pierwszy w życiu zakalec, ale mam nadzieję, że ostatni :) Na upartego to ten zakalec nie był jakiś nie do przełknięcia, ale ja postanowiłam nadać mu drugie życie i wyczarować coś jadalnego. Przecież w kuchni nie powinno marnować się niczego i właśnie idąc ta ideą postanowiłam zrobić moje pierwsze bajaderki z przepisu Doroty. Ale o tym już w osobnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz